poniedziałek, 20 lipca 2015

Warzywa - zmora każdego rodzica

     Warzywa - kocham, uwielbiam, mogę jeść na kilogramy. Chciałabym oczywiście żeby moi chłopcy też je lubili, żeby nie mieli odruchu wymiotnego, żebym spokojnie mogła gotować i nie musiała kombinować jak coś ukryć.

         Nie mogę narzekać. Wiktor w zasadzie wciąga wszystko ale on jest takim małym odkurzaczem jeżeli chodzi o jedzenie.
         Z Olkiem sprawa ma się trochę gorzej. Są rzeczy które uwielbia i może jeść na kilogramy tyle, że jest ich coraz mniej. Są też niestety takie które wyciąga z talerza i rzuca nimi przez pół pokoju bo przecież powinnam wiedzieć,  że czegoś nie lubi i nie kłaść w ogóle na talerzu. To zmusza mnie do kombinowania, do ukrywania, przemycania, do zachęcania go w sposób taki by nie odnieść odwrotnego do zamierzonego sposobu.

      Pewnie każda z Was ma swoje triki na przemycenie znienawidzonej marchewki, szpinaku, brokuła, pietruszki czy innego warzywnego stwora. Ja też mam swoje, całkiem skuteczne w większości przypadków.



Zupy krem


        To chyba najprostsza metoda chowania warzyw. Świetnie sprawdza się przy maluszkach chociaż niektóre starsze dzieci też dają się na nią nabrać. U nas świetnie sprawdza się: groszkowa, brokułowa, z bobu i kalafiora, z soczewicy. Wiktor je samą, Olek lubi z chrupiącym dodatkiem więc wsypujemy groszek ptysiowy albo grzanki.

(krem z czerwonej soczewicy)

Ulubione dania z dodatkami


        Metoda przeze mnie nazywana przemycaniem. Nie boję się już chyba żadnych połączeń. Byle było zjedzone. Do ulubionej zupy dodaję siekany szpinak, nie straszny mi nawet zielony groszek w pomidorowej. Do pulpetów drobno siekam warzywa, nasiona słonecznika, dyni, natkę pietruszki, koperek itp.  Do jajecznicy dokładam pomidora, paprykę czy zieloną cebulkę. Najwięcej udaje mi się ukryć w sosie do spagetti. W zasadzie niczym nie przypomina klasycznego sosu, no może poza zawartością mięsa. Poza nim dodaję tartą na grubych oczkach marchewkę czy pietruszkę, kalarepę drobno skrojony kalafior, brokuła czy na miazgę zsiekaną zieloną pietruszkę. Staram się też pamiętać o dodawaniu ulubionych warzyw bo ich zawartość gwarantuje, że danie zostanie zaakceptowane i Olek usiądzie żeby spróbować. U nas rolę wabika ostatnio pełnią groszek i kukurydza.

Karmienie

         W ramach desperacji karmię Olka. Wtedy na widelcu staram się zmieścić to co lubi i to o czym mówi, że nie lubi. Ta metoda sprawdza się np. gdy na talerzu jest marchewka z groszkiem którą moje dziecko zjada na kilogramy i mięso za którym ostatnio nie przepada. Często chowamy też zawartość talerza pod mizerią.

Samodzielne jedzenie

       Metoda pewnie każdej mamie znana ale niekoniecznie kochana bo i która z nas lubi zbierać resztki z podłogi, sprzątać całą kuchnię czy jadalnię  po każdym posiłku? Niestety czasami warto się poświęcić. W imię pożartego z uśmiechem kawałka zieleniny umyję po obiedzie, nawet na kolanach podłogę. W imię zjedzonego obiadu pozwolę Olkowi na robienie go ze mną, chociaż zaliczymy sporo strat, oskrobiemy grubiej ziemniaki, poświęcimy na to więcej czasu ale jego radocha w czasie posiłku który ze mną przygotował jest bezcenna.



Wspólne zakupy


     Fajnym sposobem na zainteresowanie dziecka jedzeniem, nawet niekoniecznie warzyw są wspólne zakupy. Ja lubię z chłopakami chodzić na targowisko, tam mamy zaprzyjaźnione stoisko z warzywami i owocami gdzie chłopaki często mogą spróbować czegoś nowego. Tam też właściwie wszystkie warzywa i owoce kupujemy. Pozwalam Olkowi wybrać to co mu się podoba, to co chciałby zjeść a potem w domu często sam chodzi i pyta czy już jest gotowe.

Kuchnia bez tajemnic

       Zdarza mi się gotować z Olkiem. Nie jest to tak, że tylko ma robić to o co poproszę. Równie chętnie pozwalam mu na próbowanie, smakowanie, dotykanie jedzenia. Nawet jeżeli nie zje, jeżeli tylko ugryzie i wypluje to nic, ważne by poznawał smaki, by próbował, by miał odwagę, by nie ograniczał się do podstawowych składników. Po takim wspólnym gotowaniu mam mega silny argument żeby go przekonać do zjedzenia: przecież sam gotowałeś, wiesz jakie jest dobre, mama tak nie potrafi :) Wierzcie mi, że działa. 



Nagroda


       Przyznaję czasami, gdy jesteśmy po dwóch dniach na kanapkach z dżemem odpadam i w imię pożywnego posiłku pozwalam sobie na przekupstwo. Nie polecam tej metody ale pamiętajcie, że jest i w dodatku jest diaaaabelnie skuteczna.....



1 komentarz:

  1. Polka to jest warzywnym niejadkiem... w domu. U babcie wciągnie wszystko, a w domu to najchętniej nic. Ale są malutkie postępy. Zachęcam, nie naciskam, ale zawsze warzywo na talerz dostaje. Raz zje, raz nie. Np. ogórki kiszone to kilogramami wcina, a surowy to jak ma humor, więc prawie wcale

    OdpowiedzUsuń