poniedziałek, 27 października 2014

Szczepienie

     Szczepić? Nie szczepić? Oto jest pytanie. Wiem, że analizowano to już kilka milionów razy, przeprowadzono nieprawdopodobną ilość dyskusji, zrobiono tysiące badań mających udowodnić racje zlecającej strony. Ja Wam napiszę jak było i jest u nas.

     Z Olkiem nie miałam wątpliwości. Wiedziałam, że będziemy go szczepić obowiązkowymi i dodatkowo na rotawirusy i peumokoki. Byliśmy zdecydowani na szczepionki skojarzone ale z uwagi na jego wcześniactwo i niską masę urodzeniową lekarze nam to odradzali. Olek szczepienia znosił bez jakichkolwiek rewolucji. Nie gorączkował, nie był marudny, pobudzony. Obserwowaliśmy go oczywiście ale nigdy nic złego się nie działo. Na dodatkowe szczepienia zdecydowaliśmy się bo założenie było takie, że ja po pół roku wracam do pracy a on idzie do żłobka. Potem nasze plany uległy modyfikacji ale nigdy nie żałowałam, że był zaszczepiony na rota czy peumo. 



      Z Wiktorkiem sprawa ma się zupełnie inaczej. W tej chwili ma blisko osiem miesięcy i przyjął tylko dwie dawki szczepionki na żółtaczkę i gruźlicę. W związku z jego chorobą mamy wiele wątpliwości: czy jego organizm jest wystarczająco silny? czy trzeba go szczepić na wszystko? Nie mam zamiaru unikać, nie chcę prowadzić wojny z pediatrą, Sanepidem itp. . Wzięłam się do tego z innej strony. Dużo czytałam i dalej czytam o chorobie Wiktora. Z forum dowiedziałam się o możliwości ustalenia indywidualnego kalendarze szczepień. Poszłam więc do naszej pediatry i w zasadzie postawiłam ją przed faktem dokonanym. Nie chcę powiedzieć, że pani doktor nie wie co dla Wiktora dobre ale ciągle mam odczucie, że wie o jego zespole tylko tyle ile ja sama jej powiem. Dla mnie to ignorancja. Skierowanie dostałam, podałam jej powodu, wyjaśniłam skąd się dowiedziałam o takiej możliwości i wypisała.Tym oto sposobem Wiktor jest posiadaczem indywidualnego kalendarze szczepień. Powinien co trzy tygodnie przyjmować dwie szczepionki. Kolejną różnicą w porównaniu do zwykłego kalendarza jest to, że szczepionka na krztusiec ma być acelularna. Kalendarz ustalałam w czerwcu i od tego czasu nie przyjął nic. Wszystko za sprawą operacji serduszka. Najpierw kardiolodzy prosili o odroczenie żeby nie obciążać jego organizmu przed operacją, a potem gdy został już "naprawiony" jak określam jego operację zwężenia aorty, dostał odroczenie na trzy miesiące. 

      Na początku listopada mija nam już czas odroczenia a we mnie znowu narastają wielkie wątpliwości. Czy jego organizm jest wystarczająco silny bo przecież ma już nową wadę serca? Czy koniecznością są wszystkie szczepienia? Szczerze nie wiem co zrobić. Rozmawiałam już z neurologiem, niby wiem, że przyjęcie szczepionki obniża ryzyko zachorowania na wiele chorób ale jest wielki strach we mnie. 

     Samą mnie przeraża moje zachowanie bo nie jestem przeciwniczką szczepień. Osobiście uważam, że powinniśmy przyjmować szczepionki pomimo, że niosą z sobą ryzyko niepożądanych reakcji. W moim odczuciu jednak ryzyko negatywnych skutków ubocznych jest o wiele mniejsze niż ciężkiego zachorowania czy trudnych do wyleczenia powikłań. Nie jestem fanatyczką wierzącą w magiczną moc szczepionek ponad wszystko. Nigdy nie namawiałabym rodziców do szczepień gdyby ich dziecko źle je znosiło, gdyby wychodziły jakieś silne reakcje poszczepienne.  Nie do końca rozumie jednak sytuacje kiedy rodzice mówią kategorycznie nie, bo nie. Dla mnie nie musi mieć wytłumaczenie. Nie rozumie też argumentów typu: Nie będę szczepić na ospę, odrę, różyczkę, krztusiec, błonicę, tężec itp. bo nie ma epidemii tych chorób. Tych chorób nie ma  z jakiegoś powodu. Epidemii tych chorób nie ma bo większość populacji jest szczepiona, bo mamy profilaktykę. Na ospę, różyczkę, świnkę chorujemy ale nie umieramy. Tężec, błonica są rzadkie, bardzo rzadkie. Krztusiec wraca ale szczepionka zmniejsza ryzyko zachorowania.  

      Nie potrafię podjąć decyzji o rezygnacji ze szczepień nawet części bo nie jestem przecież Panem Bogiem żeby wiedzieć co w życiu moje dziecko spotka. Nie potrafię wziąć na siebie odpowiedzialności na narażenie go na jeszcze większe ryzyko zachorowania bo przecież tak czy inaczej jego organizm jest bardziej narażony, ma obniżoną odporność, jest często w szpitalach, różnego rodzaju poradniach i wszędzie tam są ludzie z różnymi chorobami często nawet nieświadomi tego, że akurat zarażają.


2 komentarze:

  1. bardzo mądry tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Nie wiem czy mądry, jest o tym co ja czuję, szczepienie to ważny element w budowaniu odporności dziecka i chyba jak każdy rodzic nie chciałabym własnemu dziecku zaszkodzić a teraz pierwszy raz mam obawy czy jego organizm podoła. Mój strach to jednak za mało żeby miał zwolnienie z części szczepień.

    OdpowiedzUsuń