sobota, 4 października 2014

Weekend

     Oluś pojechał wczoraj do dziadków. Jakoś mi ciężko bez niego, nie mam z kim pogadać chociaż jak jest marudzę, że za dużo gada:) Wiktorek śpi, trzeci raz dzisiaj. On ogólnie sporo śpi. Byliśmy na małym spacerku bo szkoda nie korzystać z pogody. Wreszcie nadszedł czas kiedy musimy się przesiąść do spacerówki. Wiktor jest dość duży, waży 9 kg ale chciałam żeby maksymalnie długo jeździł w gondoli z racji swojej choroby i operacji. Jednak w gondoli wygodniej leży, nie jest skrępowany pasami a po operacji serduszka nie było to wskazane. 
      Czas kiedy Olka nie ma ja wykorzystuję na nadrabianie zaległości w porządkach. Zawsze jest jakaś szafka wołająca o pomstę do nieba, jakiś segregator w którym trzeba uporządkować papiery, koszyk z praniem do prasowania. Jak tego nie ma albo mi się najnormalniej nie chce to poświęcam się swojej pasji. Od kilku tygodni szyję, nałogowo szyję z filcu. Tym którzy znają Bociankowo z facebooka nie muszę pokazywać, ale może są tacy którzy nie widzieli. Już chodząc w ciąży z Wiktorkiem kiedy zrezygnowałam z pracy w kawiarni szukałam na siebie pomysłu. Znaleźć znalazłam ale wieczne dolegliwości nie pozwoliły mi zacząć tego pomysłu realizować. Teraz wreszcie mogę i co najważniejsze robię to i jestem szczęśliwa. Nigdy nie uważałam się za osobę jakoś szczególnie kreatywną ani tym bardziej obdarzoną zdolnościami manualnymi. No ale jak się chce to wszystko można, podobno nawet góry przenosić. Nie będę Was czarowała, że szyję tylko przez to, że lubię. Absolutnie tak nie jest. Szyję bo widzę w tym szansę zasilenia domowego budżetu, a przy chorobie Wiktorka ten budżet wiecznie woła o więcej. Szyję bo sprawia mi radochę zachwyt Olka i innych dzieciaków które jakieś moje twory mają. Poza szyciem mam jeszcze komis z rzeczami dla dzieciaczków. Sama nie lubię a raczej nie umie kupować w second hand'ach ale w komisach mi się zdarza. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz