poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozszerzanie diety

     Jak karmicie dzieci? Jesteście zwolenniczkami karmienia piersią? butelką? Jak szybko rozszerzacie dietę dzieci? Co gdy maluch bojkotuje jakieś potrawy? Gdy pluje? Rozrzuca? A w skrajnych wypadkach nawet zmusza się do wymiotów?

        Nie zdarza mi się oceniać zachowania innych rodziców, no może poza jakimiś budzącymi skrajne emocje sytuacjami. Nie wtrącam się w to jak znajomi, mamy z mojej rodziny czy koleżanki karmią swoje dzieci. Oczywiście, że sobie to czy tamto pomyślę, czasami wyrażę swój zachwyt ale nie krytykuję. Nie chcę żeby mi się ludzie wtrącali więc ja też się nie wtrącam chyba, że ktoś poprosi o pomoc, zapyta jakie mam zdanie.

        Zarówno Olek jak i Wiktor byli krótko karmieni piersią. Olek dwanaście tygodni, Wiktor osiem. Nie uważam się za specjalistkę od laktacji, był to dla mnie trudny czas, musiałam bardzo dużo pracy włożyć w to, żeby chociaż przez ten czas chłopcy mogli jeść moje mleko. Żaden z nim nie jadł bezpośrednio z piersi, obaj swoje początki zaliczyli na sondzie, nie mieli odruchu ssania. Potem stopniowo butelka, po kilka, potem po kilkanaście mililitrów. Wiktor dodatkowo zaliczył tygodniowy okres "karmienia" kroplówkami więc potem nauka jedzenia z butelki zaczynała się od nowa. Wszystkie stresy związane z badaniami, konsultacjami, generalnie z pobytem chłopaków na szpitalnych oddziałach dobrze na laktację nie wpływały. Przy Olku potrafiłam pić po 6-9 litrów wody byle tylko utrzymać laktację. Z Wiktorem łatwiej nie było ale moje nastawienie było inne. Zarówno Olek jak i Wiktor długo karmieni byli na każde żądanie. Olek ze względu na niską wagę urodzeniową a Wiktor przez to że bardzo szybko się męczył i długo jego porcja mleka to było 60-90 ml podczas gdy rówieśnicy pili już po 120-150 ml.

         Rozszerzanie diety u obu wygląda inaczej. Jedyne podobieństwo jest takie, że obaj zaczynali przygodę z pokarmami innymi niż mleko po skończonym czwartym miesiącu.

        Olek jadł i do dzisiaj je wszystko. Jest pod tym względem cudownym dzieckiem. Pamiętam pierwsze starcie Olka z marchewką. Miał dostać 2-3 łyżeczki ale skończyło się na połowie słoiczka bo tak strasznie płakał, że chce jeszcze, że najnormalniej w świecie mu uległam. Olo zaakceptował każdy rodzaj mięsa, wszystkie warzywa, wszystkie owoce. W swoje pierwsze święta Bożego Narodzenia, a miał wtedy  dziewięć miesięcy próbował zupy fasolowej, pierogów, karpia. Oczywiście ma czasami dni, że coś mu nie smakuje, że czegoś nie chce. Tyle, że ja mam do niego wydaje mi się zdrowe podejście. Gdzieś, kiedyś przeczytałam, że dziecko powinno się rozliczać z tego ile i jakie składniki je w czasie tygodnia a nie dnia. Pozwalam więc Olkowi na dzień niejedzenia  mięsa czy warzyw, pozwalam czasami na zostawienie surówki na talerzu, nie zmuszam codziennie do jedzenia owoców. Nie wiem co miało wpływ na to, że Olek tak ładni je. Staram się jeść razem z nim, nie dzielę jego, moje. Nie kupuję specjalnie dla niego czegoś innego, lepszego itp. Chodzę razem z nim na zakupy, pozwalam mu wybrać owoce czy warzywa te na które ma ochotę. Odrębną kwestią są słodycze, czasami nie ma ich wcale, czasami jest jak dla mnie za dużo ale nie zawsze potrafię zapanować np. nad babciami. 



     Wiktorek tez zaczął jeść, a właściwie zaczął próbować innych rzeczy niż mleko mając skończone cztery miesiące. Naszym największym problemem jest to, że zupełnie nie akceptuje łyżeczki. Ponad miesiąc walczyłam zanim się poddałam. Zupki, deserki Wiktor je z butli. Przerośnięty język utrudnia mu jedzenie łyżeczką do tego stopnia, że na sam jej widok wpada w szał. Nie znaczy to, że nie próbuję ale nie uzależniam od tego czy zje. Chłopcy są zdecydowanie różni. Olek je wszystko, a Wiktor nie. Nie lubi brokuła, jajka, wołowiny. Owoce też są beeeee....Oczywiście ciągle wracamy, próbujemy ale efekt jest niezbyt dobry. Chciałabym żeby próbował różnych rzeczy ale jeżeli czegoś nie da się zmiksować na gładką masę to Wiktor tylko próbuje i wypluwa. 

      Problemy z jedzeniem to chyba największy problem związany z jego chorobą z jakim musimy się codziennie zmierzyć. Nie da się tego pominąć, udawać, że nie istnieje. Duży język uniemożliwia mu jedzenie w sposób taki jak robią to jego rówieśnicy. Nie rozumie, że łyżeczka nie robi mu krzywdy, że ona da radę się zmieścić na momencik do buzi i przy okazji zostawi tam coś dobrego. Woli butelkę, czuje się wtedy bezpiecznie, wie co ma robić, potrafi zapanować nad językiem, przełykaniem, ssaniem.  

         Nauczyłam się już dawno temu jednego. Nie porównuję chłopaków. Nie oczekuję, że będą się tak samo rozwijali, tak samo zachowywali, że będą to samo lubili. Akceptuję to, że są różni. Nie patrzę na Wiktora przez pryzmat Olka i nie staram się na siłę wmuszać w niego potraw których nie lubi. Cieszę się za to, że nie ma alergii, że ładnie przybiera na wadze. Wierzę, że im będzie starszy tym łatwiej będzie mu jeść, tym chętniej będzie sięgał po nowe rzeczy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz