piątek, 23 stycznia 2015

Matka wraca do pracy

    Matka wraca do pracy. No dobra ma taki plan póki co. Nie, że teraz nic nie robię. Prowadzę komis i knajpę, zajmuję się rękodziełem. No ale moja praca zawodowa to coś innego. Przez ładnych kilka lat pracowałam jako księgowa i do tego mam zamiar teraz wrócić. Moją codzienną lekturą od kilku tygodni są portale z ofertami pracy. Wymagania jakieś mam, a i owszem. Cenić się trzeba, świadomość swojej wiedzy i doświadczenia mieć trzeba. 

    Sporo czasu zajęło mi podjęcie tej decyzji. To była jedna z trudniejszych decyzji jakie w ostatnim czasie podjęłam. Trudno mi było przede wszystkim ze względu na Wiktorka. Nie jestem przekonana, że żłobek to dla niego dobre miejsce. Przecież jego odporność leży, ciągle jakieś wizyty u lekarzy, teraz jeszcze czeka nas powrót na rehabilitację. No ale ostatecznie postanowiłam wziąć się za siebie, zmobilizować się do działania, zorganizować swoje życie na nowo. Oczywiście nie podjęłam decyzji sama, mam przecież męża z którego zdaniem się liczę. Póki co to N. będzie się więcej chłopakami zajmował, a z czasem pomyślimy o przedszkolu dla Olka i jakiejś opiekunce dla Wiktorka.

   Miałam długą przerwę w życiu zawodowym. Nigdy nie planowałam takiego czasu spędzić w domu z dziećmi. Zanim zaszłam w ciążę z Olkiem miałam w głowie plan. Jasny i klarowny plan. Zachodzę w ciążę, do ósmego miesiąca chodzę do pracy, potem chwila na odpoczynek, przygotowanie się, poród. Miałam z dzieckiem spędzić macierzyński i wrócić do pracy. No ale plan już w czwartym tygodniu ciąży legł w gruzach. Pojawiły się plamienia, pobyt w szpitalu, podtrzymanie i zakaz powrotu do pracy. Takim oto sposobem ciąże z Olkiem spędziłam na kanapie w porywach na szpitalnym łóżku. Olek się urodził i znowu wszystko się posypało. Był tak strasznie mały, że zupełnie nie ogarniałam jak po 24 tygodniach będę miała go zostawić i wrócić do pracy. Poszłam więc na roczny wychowawczy. W między czasie zaszłam w ciążę z Wiktorkiem. W lutym kończę macierzyński, kolejnego dzieciątka nie planuję więc przyszła pora na podjęcie decyzji co dalej.




To co dalej było najtrudniejsze. Opcji jak zawsze kilka, jedna lepsza od drugiej. 

     Mogę przecież zostać w domu, stać się klasyczną kurą domową tylko chyba niekoniecznie dobrze mi w tej roli. Nie, że nie kocham moich dzieci czy męczy mnie opieka nad nimi. Kocham, pokroić bym się za nich dała ale nie jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem jeżeli moje życie kręci się głównie wokół zmiany pieluch, gotowania, prania, sprzątania, a rozmowa z dorosłym (innym niż mąż i rodzina) to totalna egzotyka.
     Mogę skupić się na tym co robiłam do tej pory czyli: komis, knajpa, rękodzieło. Nawet sprawia mi to satysfakcję. Kocham to, ale... No właśnie. Czy po to żeby teraz nalewać piwo albo układać ciuszki musiałam skończyć studia, dwie podyplomówki, zrobić licencję w Ministerstwie Finansów, zaliczyć kilka kursów?? Raczej nie. 

    Mogę wrócić do starej firmy. Jeżeli będą mnie chcieli oczywiście. Tu też jest ale... To ale jest dla mnie najważniejsze. Lubiłam tą pracę, spędzałam w niej mnóstwo czasu i to jest chyba dla mnie w tej chwili największy problem. Przecież mam chłopaków, chciałabym móc spędzić z nimi chociaż trochę czasu w ciągu dnia, a nie tylko widzieć ich śpiących przed wyjściem i po powrocie z pracy.

    Wreszcie mam możliwość, czas i odwagę zdecydować się na zmiany. Poszukać czegoś innego, nie wiem czy lepszego czy gorszego. Póki nie sprawdzę wiedzieć nie będę. Zdecydowałam się chociaż lekko nie było. Napisanie CV to było dla mnie mega wyzwanie. Jedno jedyne CV jakie napisałam to od razy po skończeniu średniej szkoły więc teraz po czternastu latach pracy zebranie tego wszystkiego w jednym papierze zajęło mi sporo czasu i siły. Efekt mnie zaskoczył, naprodukowałam cztery strony ale pracowałam nad tym trzy dni, ciągle kasowałam, zmieniałam, dodawałam. Wyszłam z założenia, że byle czego wysyłać nie będę, że jeżeli mam szukać pracy to muszę mieć dobre dokumenty aplikacyjne. Teraz wysyłając swoje CV jestem z siebie najnormalniej dumna. Dokładnie przemyślałam jaka praca mnie interesuje, nie wysyłam na chybił trafił. Szukam, czytam, ale nie nakręcam się. Wysyłam i cierpliwie czekam na odzew. W głowie mam oczywiście swoje wymarzone stanowisko i może, może uda się i będę je miała...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz