czwartek, 20 listopada 2014

Transfuzja

     Zgodziłybyście się na transfuzję krwi u dziecka? u siebie? Uważacie ją za zabieg ratujący życie? niezbędny w pewnych sytuacjach? Zastanawiałyście się czy może lepsze jest podanie preparatów krwiotwórczych? 



     Ja za każdym razem gdy Wiktor jest w szpitalu i gdy dostaję do podpisania dokumenty dotyczące wykonania zabiegów medycznych, ewentualnego podania krwi itp. podpisuję. Nie wchodzę w dyskusję tylko podpisuję. Robię to świadomie, nie uważam, że lekarze idą na łatwiznę dając mi takie oświadczenia do podpisania. Samo podpisanie takich dokumentów nie daje lekarzom prawa do pozbawienia mnie informacji o wykonywanych przy moim dziecku zabiegach ale za to umożliwia im działanie w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia. W naszym przypadku taka sytuacja miała miejsce. Wiktor leżąc po urodzeniu na oddziale patologii noworodka dostał ostrego zapalenia płuc które w krótkich czasie przerodziło się w sepsę. Transfuzja była konieczna tym bardziej, że maluch borykał się wtedy z dość poważną anemią. Nie analizowałam nigdy tego zdarzenia, nie w kontekście zasadności podania krwi. Pozostawiłam swoje dziecko lekarzom i ich wiedzy,  a oni podjęli decyzje o niezbędnych mających na celu ratowanie jego życia zabiegach.  
     
      Nie pokusiłabym się nigdy, w żadnej sytuacji o polemikę z lekarzami na temat wyboru pomiędzy transfuzją krwi, a podaniem preparatów krwiopochodnych czy krwiozastępczych. Nikt z nich w sytuacji zagrożenia życia nie bawi się w ratowanie człowieka tylko chce robić wszystko na co pozwala mu współczesna medycyna żeby tego człowieka ratować, złagodzić jego cierpienia. Nawet jeżeli spędzę kilka dni na przekopaniu internetu i przeczytam wszystko co znajdę na ten temat nie będę umiała we właściwy sposób ocenić sytuacji, przeanalizować wszystkich czynników. Nie jestem lekarzem, nie mam niezbędnej wiedzy, niejednokrotnie kieruję się głównie emocjami. Lekarz posiada wiedzę, wie jak ją wykorzystać, potrafi ocenić ryzyko i najważniejsze działa z reguły na chłodno, bez zbędnych emocji.



     Piszę o tym, bo wczoraj byłam stroną w dość nieprzyjemnej rozmowie. Mam w rodzinie osobę, bliską osobę, która weszła w organizację świadków Jehowy. Oni nie dopuszczają transfuzji krwi. Uważają, że to spożywanie krwi i, że zezwolenie na nią jest skazaniem zarówno osoby której krew będzie podana jak i osoby która wyda zgodę na wykonanie transfuzji na wieczne potępienie. Osoba z którą rozmawiałam próbowała mnie przekonać, że transfuzja krwi wcale nie ma na celu ratowania życia, że to zabieg którego można uniknąć, zamienić go na coś innego. Porównała ostatecznie podanie krwi do podpięcia kroplówki z alkoholem traktując na równi krew z wódką. Ja usłyszałam, że lekarze pewnie nie mieli czasu ze mną o transfuzji porozmawiać, że zrobili to sami bez mojej wiedzy i zgody.

     Ten temat wraca, często można o takich sytuacjach przeczytać, zobaczyć historię odmówienia przez świadków Jehowy leczenia. Dla mnie to niedorzeczne. Wiara, wiarą, Przekonania religijne, przekonaniami religijnymi. Ale na litość Boską igranie z życiem w imię doktryny wyznaczonej w latach 40 XX wieku jest niepoważne, nieodpowiedzialne. Czemu winne jest małe dziecko, ono nie rozumie przekonań religijnych swoich rodziców czy opiekunów prawnych. Ono nie rozumie sytuacji w jakiej się znalazło, a o jego życiu ma zadecydować rodzic który chyba nie do końca, zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie chcę oceniać przekonań religijnych tych ludzi, ale żadna religia nie ma prawa narażać na śmierć swoich członków jako argumentu używając stwierdzenia, iż łatwiejsze jest podjęcie decyzji o narażeniu życia ziemskiego niż o utracie życia wiecznego. 



     To Bóg, nasz Bóg zarówno chrześcijan, Żydów, muzułmanów, buddystów jak i świadków Jehowy zezwolił na rozwój medycyny. Jezus Chrystus nigdy nie zabronił ratowania życia, zawsze stawiał życie na pierwszym miejscu. Traktowanie transfuzji krwi jako jej spożywania jest nadinterpretacją. Ciekawa jestem czy ktokolwiek z nauczających nowych wyznawców Jehowy powie im wprost, że za ratowanie życia dziecka będzie wykluczony z organizacji, że wymagane jest w tym temacie posłuszeństwo, że to "religia" stoi na pierwszym miejscu, a nie rodzina, dzieci i wreszcie najważniejsze ŻYCIE. Ciekawa jestem czy współwyznawcy wezmą współodpowiedzialność za podjęcie decyzji o narażeniu człowieka czy to dorosłego, czy dziecka na utratę zdrowia a nawet życia?

2 komentarze:

  1. Ja, jako dziecko miałam transfuzje krwi. Dzięki temu zabiegowi żyję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo to zdecydowanie zabieg ratujący życie a nie jej spożywanie. Podejrzewam, że teraz stojąc przed decyzją o transfuzji dla swojego dziecka nie miałabyś najmniejszych wątpliwości tylko od razu byś się zdecydowała.

    OdpowiedzUsuń