wtorek, 9 grudnia 2014

Nocnik. Przyjaciel czy wróg??

      Nocnik. Nasz przyjaciel i wróg. Kocham go i nienawidzę zarazem. Przekonanie Olka do współpracy z nim zajęło nam ponad rok. Trudno mi powiedzieć czy to moje dziecko jest takie uparte czy ja mało konsekwentna.

     Pojawił się u nas przed roczkiem Olka. Założenie było proste - ma być zwykły, bez bajerów, bez dźwięków, wibracji i wszystkich tych innych niby udoskonaleń, które z reguły zamiast pomagać szkodzą. Kupiliśmy, piękny, niebieski, z postaciami z Kubusia Puchatka bo ja tak strasznie go lubię.
Naczytałam się o cudnych nocnikach, o tym co mogą, co potrafią, jakie dźwięki wydają z siebie gdy dziecko się załatwi i wolałam nie ryzykować napadu histerii, krzyku i wstrętu przez najbliższe tygodnie albo nawet miesiące. Oczywiście kosztowało mnie wiele powstrzymanie się przed zamówieniem takiego na przykład cudu ale dałam radę. 


 
Etapów było wiele.

       Najpierw oswajanie. Nocnik stał, Olek patrzył, podpełzał, czasami obok niego posiedział. 
      
      Potem przyszedł czas na pierwsze próby sadzania. Zaczęły się schody. Wrzask, pisk, dziecko sztywne, robiło wszystko byle ie usiąść na tym "czymś" Daliśmy spokój. Znowu czas na oswojenie. Tak się oswoił, że była to jego ulubiona zabawka. No ale w między czasie zaliczył kolejne próby sadzania. Wszystkie zakończone niepowodzeniem. 

    Pokazywaliśmy, że misie, maskotki i cała reszta ferajny też siusiają bo przecież w pieluszkach nie chodzą ale Olek miał swoje zdanie na ten temat. 



    Przed drugimi urodzinami Olka sprawa została przez nas przemyślana, decyzja podjęta: koniec z pampersami, nocnik idzie w ruch na poważnie. No i się zaczęło. Sadzaliśmy, on uciekał, pozwoliliśmy latać bez pampersa to nasikał wszędzie, jak stał tak była kałuża. Trwało to i trwało. Z uporem maniaka odmawiał współpracy. W lecie zaczął w kontrolowany sposób sikać, będąc na podwórku zatrzymywał się, stawał w rozkroku i tak załatwiał potrzebę, oczywiście w majtki. No ale dla mnie to był pierwszy sygnał, że on czuje, że wie, że mu się chce siusiu. No więc znowu częściej nocnik. W domu sadzanie co 40 minut bo jak przekroczył godzinę to kałuża była pewna. Pomimo to robił mi psikusy bo niby nasikał, matka zadowolona aż się z radości o sufit obija, a Olek wstał, pochodził kilka minut i nasikał pod stół. Nic tylko wyć. Bywało tak, że dawałam mu kilka dni spokoju, nie chciałam wywierać na nim presji, zmuszać. No ale coraz częściej pozbawiałam przyjemności latania w pampersie. Z uporem maniaka przypominałam o obowiązku sikania na nocnik, mówienia że się chce. We wrześniu nastąpił przełom. Zaczął wołać, czasem. Częściej nie wołam niż wołał, ale zawsze to jakieś światełko w tunelu. Zaliczyliśmy jeszcze kilka lepszych i gorszych okresów od tego czasu. W listopadzie już niby było fajnie i znowu załamanie, opór. Znowu moja rozpacz. W przypływie desperacji posunęłam się do szantażu. Powiedziałam, że Mikołaj przyniesie mu gitarę jak będzie sikał i robił kupkę na nocniczek. Nie uwierzycie, moje dziecię chyba zrozumiało, niekoniecznie to, że matka go szantażuje, i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pokochał nocnik. Siusiamy tylko tak, nawet jak rano wstaje dopomina się nocnika, a nie załatwia potrzeby w pieluszkę pomimo, że ją zakładamy do spania. Mało tego całą noc nie siusia, wstaje z pustą pieluszką. Nawet robienie kupki udało się opanować, samo przyszło, nie zmuszałam, nie goniłam jak widziałam, że szuka miejsca żeby zrobić chociażby w majteczki. 

      Teraz mam dorosłego syna, chodzi bez pieluchy, ba nawet nie chce żeby mu ją zakładać. Dumna jestem jak paw. Może i późno udało nam się pozbyć pampersa ale za to pozbyliśmy się na wszystko, nie musimy zakładać nawet na kupkę.  Pytam go co prawda czy chce jak idziemy na spacer, czasami mówi tak, czasami nie, ale niech przez kilka dni tak jeszcze będzie.


      Czeka mnie ta droga jeszcze raz. Nie wiem czy zrobię wszystko tak samo, nie wiem czy Wiktor będzie chętniejszy do współpracy czy wręcz odwrotnie. Jeżeli tylko usiądzie to będziemy próbować zawrzeć z nocnikiem przyjaźń chociaż wiem, że do łatwych ten związek należał podobnie jak w przypadku Olka nie będzie. 


4 komentarze:

  1. Gratulacje! To wspaniale osiągnięcie :) nam bardzo pomagało czytanie książeczki o nocniku i tłumaczenie, ze nawet kot robi sisi do swojej ubikacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie tłumaczenia też były bo przecież kot ma kuwetę w łazience ale potem widział psa na spacerze i cała moja teoria leciała na łeb na szyję, bo przecież piesek siusia gdziekolwiek bądź:)

      Usuń
  2. Moja miała jakąś dziwną awersję do nocnika. Był okrutny krzyk jak tylko się do niego zbliżaliśmy. Taka zamknięta na nowości była.. A jako że nie miałam w ogóle presji na szybkie pozbycie się pieluch, to nie zmuszaliśmy jej do niczego. Aż tu nagle, ni z tego ni z owego, mając 2,5 roku sama wyrzuciła pieluchę. I wtedy idąc za ciosem, wmówiliśmy jej że więcej pieluch nie ma, itp itp i takim sposobem się odpieluchowała. Dwa razy zrobiła na podłogę, trzecim razem smartfon z grą przekonał ją do posiedzenia na nocniku i od tamtego czasu w ogóle wpadek nie było. Nawet w nocy nie zakładała pieluchy i tylko raz lekko zmoczyło się łóżko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda metoda jest dobra według mnie, najważniejsze to nie zmuszać dziecka, nie wzbudzać w nim niechęci do czegoś.

      Usuń